Filip Gryszko: dziewczyny przede wszystkim muszą grać
– Chcemy, żeby nasze zawodniczki miały jak największą wiedzę koszykarską i potrafiły ją wykorzystać w warunkach meczowych – mówi Filip Gryszko, trener roku Akademii Koszykówki Ślęzy Wrocław oraz opiekun drużyny U-12, która bez porażki zakończyła rywalizację w Dolnośląskiej Lidze Mini koszykówki.
Z jakimi oczekiwaniami podchodziłeś do tego sezonu w wykonaniu drużyny U-12?
Nie miałem żadnych oczekiwań w kwestii wyników. Chciałem, żeby dziewczynki podjęły rywalizację z przeciwniczkami, ze swoimi rówieśniczkami. Naszym celem było i cały czas jest przygotowanie ich do tego, żeby były w stanie rywalizować ze starszymi rocznikami, a docelowo do gry w seniorkach. Rozmawialiśmy z dziewczynami o tym, czego oczekujemy od nich w codziennej pracy. Ważne dla nas jest zaangażowanie, odpowiednie podejście do treningów i koncentracja, bo wiadomo że w tym wieku trudno jest zachować koncentrację przez półtorej godziny. Codziennie tego od nich wymagamy.
Zaobserwowałeś jakieś zmiany wewnątrz drużyny, czy to pod względem umiejętności koszykarskich czy innych cech?
Widać po dziewczynkach, że koszykówka stała się ich dużą pasją i zaczęły podchodzić do treningów bardzo profesjonalnie. Niezależnie od wszystkiego starają się być na treningach. U niektórych widać już sporą dojrzałość w grze pomimo ich młodego wieku, ale przede wszystkim nabrały dużo umiejętności, które na tym etapie są niezbędne.
Jaka atmosfera panowała w drużynie przez te ostatnie kilka miesięcy?
Atmosfera jest znakomita, w zespole jest naprawdę bardzo śmiesznie. Dziewczyny bardzo się lubią i to widać, nie ma żadnych zgrzytów. Doskonale się dogadują, mamy w zespole zawodniczkę z rocznika 2010 i ona trzyma się z resztą drużyny, a dziewczyny o nią dbają, pomagają jej. Widać chemię w drużynie.
Musiałeś specjalnie motywować dziewczyny w niektórych momentach? Czy może od początku do końca wiedziały, o co grają i jak muszą się prezentować?
Cały czas tłumaczyliśmy im, co mają robić na boisku i treningach. Wynik to dla nas sprawa drugorzędna. Nie ma znaczenia, czy wygramy 10, czy 50 punktami. Interesuje nas to, czy dziewczyny są w stanie realizować założenia i grać to, nad czym pracują na treningach. To jest głównym zadaniem stojącym przed naszym zespołem. Niezależnie od tego, z jakim przeciwnikiem gramy, nasze zawodniczki muszą grać swoje, prezentować na parkiecie mechanizmy wypracowywane na treningach. Wiedzą doskonale, czego od nich oczekujemy. Naprawdę nie ma znaczenia, kto stanie naprzeciwko nas, my zawsze musimy wychodzić na boisko z tym samym nastawieniem i robić cały czas to samo.
Jaki wpływ na rozwój zawodniczek ma rywalizacja?
Jeżeli trenujesz, a nie grasz, to trening niewiele daje. Przed sezonem jeździliśmy na turnieje, między innymi byliśmy w Krakowie, gdzie dziewczyny zmierzyły się z rocznikiem starszym i to dało im dużo doświadczenia, które potem zaprocentowało w lidze. Rywalizacja jest niezbędna i dziewczyny muszą grać z przeciwniczkami, żeby się rozwijać. Bardzo dobrze na rozwój tego zespołu wpłynął występ w Dolnośląskiej Lidze Minikoszykówki.
Jakie znaczenie w rywalizacji w tym wieku ma wynik?
Wynik zawsze jest ważny, ale na etapie rozgrywek młodzieżowych drugorzędny. Bardzo cieszymy się z wygranej, lecz nas bardziej interesuje codzienna praca na treningach i systematyczny rozwój umiejętności.
W jaki sposób podchodzisz do zespołu po wygranych, a jak rozmawiasz z zawodniczkami po porażkach?
Jeżeli wygrywamy, to najpierw rozmawiamy o tym, co nam się nie udało, co nie wyszło nam podczas meczu, ale oczywiście potem omawiamy wszystko to, co poszło zgodnie z planem. Po przegranych rozmawialiśmy tylko w trakcie turnieju w Krakowie i Sieradzu. Wtedy analizowaliśmy przyczyny porażki. Tak jak powiedziałem, to było cenne doświadczenie, bo rywalizowaliśmy ze starszymi zawodniczkami i ich przewaga fizyczna była wyraźna. Mimo to staraliśmy się grać jak równy z równym i przez większość czasu nam to wychodziło.
Jak radzić sobie z presją i stresem związanym z grą w tak młodym wieku?
W pierwszych meczach było widać stres, dziewczyny wychodziły na parkiet zdenerwowane. Piłka im uciekała, nie chciała się ich słuchać. Z turnieju na turniej, z meczu na mecz coraz lepiej kontrolowały swoje emocje i poczynania. Tak jak wspomniałem wcześniej, trzeba grać, żeby zdobywać doświadczenie boiskowe, żeby obycie było większe, a stres się zmniejszał.
Wasza praca to jeszcze zabawa w koszykówkę, czy już praca?
To musi być zabawa, bo gdyby się dobrze nie bawiły, to szybko zniechęciłyby się do trenowania. Staramy się w treningi wplatać elementy zabawy – berki, zabawy z piłkami, wyścigi. Myślę jednak, że dziewczyny doskonale zdają sobie sprawę z tego, że trenując dążą do czegoś, mają swoje cele. Widzą, jak grają zawodniczki ekstraklasowe, chodzą na mecze i mają swoje ulubienice, więc trenują po to, żeby grać tak jak one.
Twoje zawodniczki próbują naśladować swoje idolki na treningach, wprowadzają do swojej gry coś, co zobaczą na parkietach Energa Basket Ligi Kobiet?
Ekstraklasowy zespół w klubie daje przede wszystkim to, że nasze dziewczyny mają swój cel, do którego mogą dążyć. Mając swoje idolki, chcąc być takie jak one mają motywację do treningów, a następnie miejsce, w którym mogą się zaprezentować. Pracują nad tym, żeby się rozwijać i żeby zagrać w Ekstraklasie we Wrocławiu, a nie trenować i potem być zmuszone do wyjazdu. Mają wszystko na miejscu i im będą starsze, tym ich świadomość i zaangażowanie w pracę będzie większa.
Na co zwracasz największą uwagę podczas pracy z zespołem?
Nadrzędnym celem jest, żeby je wyszkolić. Mają nabrać umiejętności indywidualne, nauczyć się kozłować, poruszać się po boisku, podawać. Chcemy dać im jak najwięcej środków do rozwoju indywidualnego, bo koszykówka na dzień dzisiejszy opiera się na umiejętnościach indywidualnych. Jeśli je masz, to łatwiej jest ci się wkomponować w zespół. Jeśli zawodniczka na przykład rzuca tylko prawą ręką albo tylko spod kosza, to trudno będzie jej w dzisiejszych czasach gdziekolwiek zaistnieć. Dlatego skupiamy się przede wszystkim nad ich indywidualnym rozwojem. Oprócz tego chcemy, aby poprawiły swoją motorykę, bo niestety dzieci obecnie są bardzo słabo przygotowane motorycznie. Bardzo dużo czasu poświęcamy na te treningi – rozwijamy ich koordynację i wszystkie inne aspekty związane z poruszaniem się w koszykówce. Ogólnie rzecz ujmując – chcemy, żeby nasze zawodniczki miały jak największą wiedzę koszykarską i potrafiły ją wykorzystać w warunkach meczowych.
Czy na tym etapie rozwoju zawodniczek należy zwracać uwagę na żywienie, na odpowiednie prowadzenie się poza treningami?
Jak najbardziej tak. Podczas obozów dużo czasu poświęcaliśmy temu, jak powinno wyglądać żywienie sportowca, co powinny jeść, ile pić podczas treningu czy poza nim, jakie mikroelementy uzupełniać i tak dalej. Jeśli dziś dziewczyny nabiorą tej świadomości, to potem łatwiej będzie im funkcjonować, zarówno w sporcie, jak i w życiu codziennym.
Czy poprzez koszykówkę możesz nauczyć swoje zawodniczki czegoś o życiu?
Zdecydowanie. Każdy sport i bycie w drużynie uczy współdziałania i tego, jak się zachowywać w życiu. Wyjeżdżamy na obozy i nie my, trenerzy, załatwiamy drobne rzeczy, tylko wysyłamy dziewczyny, żeby wdrażać je w dorosłe życie, żeby nie myślały, że wszystko mają podane na tacy. Poprzez sport jak najbardziej przygotowujemy je do życia.
Jakie rzeczy chcecie przede wszystkim wpoić swoim zawodniczkom?
Cały czas dziewczynom tłumaczymy, że są zespołem i działają jako jeden organizm. Pomimo tego, że ze względu na liczebność grupy jesteśmy podzieleni na Ślęzę I oraz Ślęzę II, dalej jesteśmy jedną drużyną. Zawodniczki mają się razem bawić, razem się cieszyć, razem grać i wzajemnie sobie pomagać. Choć rywalizują ze sobą o miejsce w składzie, bo ta walka o miejsce w zespole już powoli trwa, to wciąż pracujemy wspólnie, gramy dla Ślęzy i po to, żeby razem wygrać i razem się bawić.
Trener grup młodzieżowych musi również pełnić rolę wychowawcy swoich podopiecznych?
Każdy trener powinien być wychowawcą. Musi zwracać uwagę na to, co dzieci robią, jak się zachowują, czy na parkiecie, gdzie uczy gry fair, czy poza nim, gdzie pokazuje dobre maniery, bo różnie z tym bywa. Zadaniem trenera jest pokazywać swoim zawodniczkom odpowiednie zachowania w życiu codziennym.
Trener musi być pasjonatem, czy może traktować pracę z młodzieżą wyłącznie jako pracę?
Jeśli byłaby to tylko praca, zwłaszcza z dziećmi, to nie byłoby z niej żadnych efektów. Trzeba lubić tę pracę, trzeba kochać koszykówkę i lubić pracę z dziećmi, przede wszystkim z dziewczynkami. Trzeba mieć do nich bardzo dużo cierpliwości, jeżeli trener traktowałby to jako pracę, to cierpliwości by zabrakło. Taki szkoleniowiec mógłby dzieci zniechęcić, a powinien swoją postawą pokazywać, że warto ćwiczyć i trenować, bo to może im przynieść korzyści.
Czyli to cierpliwość wskazałbyś jako główną cechę, którą musi mieć szkoleniowiec młodzieży?
Zdecydowanie tak. Jedną kwestią jest cierpliwość do dzieci, drugą cierpliwość do tego, co chcemy osiągnąć. Nie jest tak, że zakładamy sobie, że w miesiąc czegoś naszych zawodniczek nauczymy i za każdym razem przebiega to zgodnie z planem. Cały proces może niekiedy potrwać zacznie dłużej i trzeba mieć spore pokłady cierpliwości, zwłaszcza w sporcie kobiet.
A jak przebiega współpraca z rodzicami, dużo czasu trzeba poświęcić na rozmowach z nimi, na wyjaśnianiu swoich planów i tłumaczeniu decyzji?
Praca z rodzicami jest jedną z rzeczy, bez których grupa dziewczynek, którą trenuję w ogóle by nie istniała. Mamy naprawdę fajnych rodziców którzy się angażują. Jeżdżą za nami gdzie tylko się da, wspierają nas jako trenerów, ale przede wszystkim wspierają dziewczynki w ich pasji. To już jest pasja, bo przyjeżdżają trzy dni w tygodniu na treningi i jeżdżą na turnieje. Bez rodziców by się to nie udało, bo zawodniczki są za małe, żeby same jeździć na treningi. Rodzice z końca miasta dowożą je na treningi. Bez rodziców nie byłoby żadnego sukcesu, żadnego dobrego treningu i na pewno nie byłoby tej pasji u dziewczynek.
Zatem największym motywatorem do dalszych treningów jest rodzic?
Może nie tyle motywatorem, co wsparciem. Rodzic musi wspierać swoje dziecko i razem z nim pracować nad tym, żeby ono dalej chciało chodzić na treningi i pracować. Bez rodziców w tym wieku nie udałoby się osiągnąć takiej frekwencji i zaangażowania wśród zawodniczek.
W sporcie, zwłaszcza w piłce nożnej coraz więcej mówi się o presji ze strony rodziców, którzy chcą cały czas oglądać swoją pociechę na boisku i potem mają pretensje do trenerów. Czy doświadczyłeś tego w swojej pracy?
Od początku jasno postawiliśmy sprawę, wyjaśniliśmy, na jakich zasadach będziemy pracować, kto będzie wystawiany do składu i dlaczego. Zasady były jasno wyjaśnione i przedstawione, więc nie mamy tego problemu.
Jak pracujecie jako sztab szkoleniowy w Akademii Ślęzy Wrocław? Regularnie omawiacie w gronie trenerskim plan działań?
Mamy piramidę szkoleniową, która obejmuje wszystkie roczniki w naszej akademii. Często spotykamy się w gronie trenerskim, omawiamy podczas naszych zebrań to, jak mamy szkolić, jak pracować z dziećmi. Oprócz tego spotykamy się na turniejach wewnętrznych i próbujemy oceniać dzieciaki, rozmawiać o ich postępach i wskazywać obszary do poprawy. Bez wspólnej filozofii koszykówki nie można mówić o Akademii czy o klubie. Musimy mieć wspólny program działania, z jednego prostego powodu. Jeśli mamy dziecko z rocznika 2010 i chcemy zaprosić je do treningów ze starszymi dziewczynkami, to musimy mieć pewność, że w obecnej pracuje ono na takich samych zasadach i według tego samego schematu, co rok wyżej. Jedna filozofia dla całej Akademii jest niezbędna w kontekście efektywnego i skutecznego szkolenia młodzieży.
Coraz więcej dziewczynek garnie się do sportu, w tym także do koszykówki. Jak zachęcacie nowe zawodniczki do dołączenia do Akademii Ślęzy?
Nasze zadanie jest o tyle łatwiejsze, że mamy zespół w Energa Basket Lidze Kobiet. To jest największy motywator i magnes dla młodych zawodniczek.
Rozwijają się zawodniczki, ale muszą się rozwijać także trenerzy. Co robisz w tym kierunku, jak pracujesz nad doskonaleniem swojego warsztatu?
Cały czas staram się podpatrywać innych trenerów. Oglądam filmiki szkoleniowe, biorę udział w szkoleniach trenerskich. Chcę zobaczyć, jak szkoli się gdzie indziej. Za sobą mam już wizyty w takich placówkach jak szkoła Arvydasa Sabonisa na Litwie. Spory wpływ na moją wiedzę trenerską ma również przeszłość zawodnicza, w Śląsku Wrocław, Kątach Wrocławskich czy Rawiczu.
Grupa treningowa drużyny U-12 jest dość spora, ale wraz z upływem czasu przychodzi selekcja i zawężenie kadry. Przygotowujesz się do tego momentu jako trener? Jak daleko wybiegasz w przyszłość w swojej pracy?
Snujemy plany w kontekście rocznika 2007. Nie chcemy zawężać grupy i żegnać się z niektórymi zawodniczkami, bo to nie o to chodzi. Zależy nam na tym, żeby dziewczyny, które nie znajdą się w pierwszym składzie cały czas mogły się rozwijać. Będziemy chcieli dać im możliwość dalszego treningu, ponieważ w tym wieku niczego jeszcze nie można przesądzić ze stuprocentową pewnością. Niektóre dziewczynki rozwijają się później od innych i dopiero za kilka lat mogą być gotowe na granie. Warto na nie postawić, zaufać im, pozwolić na dalszą pracę. Nie tylko umożliwić im trenowanie, ale także z nimi rozmawiać, budować ich cierpliwość, bo ich czas może nadejść. Nie myślimy o naszej Akademii w kontekście ucinania grupy czy rozstawania się z zawodniczkami.
Sezon dobiegł końca, ale wasza praca wciąż trwa. Jakie wyzwania stoją teraz przed Tobą i Twoją drużyną?
Chcemy dziewczynki wystawić do rozgrywek U-14, żeby rywalizowały ze starszymi przeciwniczkami, ale oprócz tego cały czas zostać w swoim roczniku. Granie z zawodniczkami starszymi daje sporo doświadczenia i boiskowego ogrania, zależy nam na tym, żeby dziewczyny zagrały jak najwięcej meczów na styku, bo uodparnia na presję. Cieszymy się z wysokich wygranych, ale nie dają one wielkiego efektu szkoleniowego, ponieważ zawodniczkom brakuje emocji i świadomości tego, jak sobie radzić w decydujących momentach. Mają grać, trenować i poprawiać swoje umiejętności.
Podsumowując – jak byś z perspektywy ostatnich miesięcy opisał swoją pracę z drużyną U-12 Akademii Ślęzy Wrocław?
Cieszymy się bardzo, że tyle dziewczynek jest z nami i trenuje do tej pory. Zawodniczki nabrały bardzo dużo umiejętności indywidualnych, poprawiły też motorykę, a tych rzeczy brakowało nam na początku. Jestem zadowolony, że podejmują walkę niezależnie od wyniku, dają z siebie wszystko i grają z głową do góry, o czym cały czas im powtarzamy.